sobota, 27 stycznia 2018

Jak progresować i nie zwariować?

Dzisiaj wpis nieco przekorny, trochę na temat trenowania i postępu, a trochę o tym, jak z tym progresem nie przesadzić i nie zatracić się w nim za mocno. Ostatnio miałam typowego treningowego doła- mimo, że w teorii wcale nie ma powodów, ale jak się ma teoria do praktyki to chyba wszyscy wiemy :)

Aktualnie mamy najbardziej znienawidzony przeze mnie okres w roku, czyli zimę. Okres od listopada do lutego powinien być objęty obowiązkową hibernacją, bo dla mnie te miesiące to wieczna senność, cały dzień ciemno, zimno, mokro i wieje, a do tego wszystkiego nie da się normalnie, przyjemnie trenować. Pół biedy, jeśli ma się tanio i blisko halę- choć nie zmienia to faktu, że jest tam zimno jak cholera i przyjemność z takiego trenowania jest odpowiednio mniejsza, ale jeśli ma się halę daleko, a do tego finanse mocno studenckie, to okazuje się, że nagle robi się mocno ograniczona ilość treningów. W naszym przypadku zostaje jeszcze kładka, która zostaje na placu, więc deszcz czy śnieg, wiatr, słońce, grad- trening jakoś trzeba zrobić. Cztery razy w tygodniu, sumiennie i regularnie.
Póki co stale progresujemy, ale! No właśnie, ale.



Mamy swoje tempo treningowe. Mamy świetnego trenera, bez którego z pewnością poddałabym się już dawno i rzuciła zbiegane strefy w cholerę. Mamy też ustalone określone cele i kolejne etapy treningów, które nastąpią dopiero po kładce. I jak to się ma do tego, co wyżej napisałam- czyli do chwilowej niechęci treningowej i ogólnego zniechęcenia?
To bardzo proste- bo czasem chciałoby się szybciej, bardziej, lepiej. Bo czasem ogląda się, jak inne psy w wieku waszego robią już wszystkie strefy, albo chociaż huśtawkę, albo całą zimę trenują na fajnej, ogrzewanej hali z wykładziną, a ty zamiast biegać torki, to cztery razy w tygodniu marzniesz z pilotem od Mannersa w ręku zastanawiając się, co za szatańska siła podkusiła cię, żeby się za to zabrać. Ale wiecie co- mimo, że porównywanie to moja słabość od zawsze- jeszcze z czasów pływania i jeździectwa- to w takich momentach zaczynam mieć powoli opracowane skuteczne metody na to, żeby palnąć się w głowę i otrząsnąć z głupich, demotywujących myśli.
1. Przypominam sobie, że nie mam 15 lat, żeby przejmować się tym, co robią inni. Mam swój plan, swojego trenera i swoje tempo treningowe. W ogóle nie powinno obchodzić mnie, co robią inni, więc szybko przywołuję się do porządku :)
2. Muszę sobie stale przypominać, że w sporcie nie można się z niczym spieszyć. Tutaj bardzo duże zastosowanie ma powiedzenie ,,Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy''. Może nie diabeł, ale konkurencja na pewno, bo szybko nie znaczy dobrze i błędy takiego postępowania prędzej czy później wyjdą.
3. Swoje tempo treningowe. Może i nasza kładka trwa już kilka miesięcy. Może czasem chciałabym nie jechać na kolejny trening, może mam ochotę w deszczowy, ponury dzień zostać na kanapie pod ciepłym kocem, zamiast jechać pół godziny w jedną stronę i stać na deszczu, klikając pilotem i próbując wykrzesać z siebie radosne ,,Taaak! Pięknie! Super mądry pies, brawo, tylna stopa była pod dolną listwą, brawo, huraa!''.
Ale wtedy przypominam sobie, że kiedyś przyjdą tego efekty. I kiedy widzę na zawodach- tak bardzo, bardzo często!- te źle zrobione zbiegane, które działają zupełnie losowo albo wcale, myślę sobie, że może właśnie po to przez kilka miesięcy dłubaliśmy i klikaliśmy strefy z dokładnością co do jednej listewki, z ciasnymi zakrętami, z dokładaniem stopniowo każdego jednego nowego elementu, żeby nasze zbiegane tak nie wyglądały. I głęboko wierzę w to, że nam się uda- zresztą, z takim trenerem i taką wspaniałą obsadą treningową- w postaci Ewy, Mafii i Iwonki- nie może być inaczej.


4. Przypominam sobie też o tym, że na bieganie mamy jeszcze całe życie! Że od najbliższych startów nic nie zależy, nic się nie stanie, jeśli na jednych lub dwóch zawodach zdarzy nam się nie wystartować. Że to nic złego, że postanowiłam odpuścić na kolejnych zawodach starty, bo startowanie w zerówkach już mija się z celem (wcześniej sprawdzałam Zaviego w atmosferze zawodów, ale skoro jest mu ona obojętna, to bieganie hopek i tuneli po prostej ma niewielki sens), a na openy brakuje nam stref.
Że Fido po kontuzji też będzie miał być może dłuższą przerwę, niż to potrzebne, ale może dzięki temu kiedyś dłużej będzie biegał, bez nawracających problemów? Ciężko jest mi poskromić mój głód startowy, ale czasem trzeba i jakoś mi się udaje ;)
5.  Chyba nie dałabym rady z moimi treningowymi dołami bez mojego wsparcia motywacyjnego od Ewy, która na każde moje ''Nigdy nam się to nie uda'' odpowiada, że przecież oczywiście, że się uda, bo masz zdolne psy i najlepszego trenera. A kiedy wzdycham, że zobacz, my też już moglibyśmy mieć zrobioną huśtawkę, to przypomina mi, że nieważne jest, żeby coś mieć zrobione- ważne jest to, jak ma się to zrobione. I zamiast wzdychać do średnio-zrobionych huśtawek mam się ogarnąć i myśleć o tym, jakie piękne, dojechane do końca huśtawki my kiedyś zrobimy.
I nawet kiedy jest jeden z tych wyżej opisywanych, ponurych dni, kiedy nie chce mi się zwlekać na strefy, to i tak każdy taki trening jest pełen śmiechu i pozytywnej energii.
Jeśli chodzi o trenera motywacyjnego, to ta funkcja zdecydowanie jest już u nas obsadzona :)

Ot taki szybki wpis na dziś, po kilku gorszych dniach, kiedy próbuję między jednym egzaminem a drugim znaleźć jeszcze czas na strefy i treningi.
Pamiętajcie, że nieważne, co robią inni- ważne, co Wy robicie.
Ważne są Wasze zdolne, najlepsze, najmądrzejsze na świecie psy, Wasze podejście, Wasze samozaparcie, cierpliwość i wytrwałość w dążeniu do wyznaczonego celu.
I chociaż czasem się nie chce, to warto sobie przypomnieć, po co to wszystko robimy- a przecież robimy to, co kochamy :)


niedziela, 7 stycznia 2018

Cykl treningowy- jak rozplanować sezon?

Dziś temat, który bardzo lubię- mianowicie planowanie treningów i aktywności w odniesieniu do długiego terminarza zawodów czy seminariów.
Jak się za to zabrać, w jakiej skali czasu planować, czy warto rozpisywać i czy faktycznie jest to lepsze niż spontaniczne trenowanie?


W minionym roku 2017 miałam 32 wyjazdy z psami- na zawody w przeważającej większości, ale także na seminaria i kilka wystaw. To daje nam dość napięty i intensywny grafik, więc warto sobie zaplanować wszystko w taki sposób, by było to jak najbardziej komfortowe dla naszych psów- bez nadmiernych przemęczeń, z dużą dozą wypoczynku- zarówno fizycznego, jak i psychicznego- a także z zaplanowaniem sobie nie tylko treningów agility, ale także samych technicznych rzeczy, świadomości ciała czy ćwiczeń siłowych lub wydolnościowych.


Zwykle treningi planuję sobie w skali miesiąca.
Jeśli w ciągu miesiąca mam przykładowo tylko jeden wyjazd na zawody- w ostatnim tygodniu- to w międzyczasie planuję sobie nieco więcej treningów wydolnościowo-siłowych (bieganie z rowerem, zwykłe bieganie czy poprostu dłuższe niż zwykle spacery- o ile na to pozwala mi moja ograniczona ilość wolnego czasu). W międzyczasie oczywiście wplatam treningi agility- natomiast zawsze robię to w takim wymiarze, by po jednym intensywnym dniu z wydolnością zawsze był jeden dzień całkowitego odpoczynku lub delikatnych ćwiczeń na świadomość ciała, a nigdy dzień po dniu dwa intensywne treningi.  Dni wolne całkowicie od wszystkiego wypadają nam raz lub dwa razy w tygodniu.
Im bliżej do zawodów, tym bardziej zmniejszamy intensywność treningów i bardziej skupiamy się na detalach i lekkich sekwencjach. Z wydolności rezygnujemy całkowicie minimum tydzień przed zawodami, a ostatni trening agility w miarę możliwości wypada dwa lub trzy dni przed zawodami. Jako była zawodniczka sportu, w którym są okresy robienia wydolności i szybkości wiem, jak ogromna jest różnica w startowaniu ''na świeżości'', a w startowaniu przy byciu zajechanym treningami :)


Ale co w momencie, kiedy nagle robi nam się nawał wyjazdowy- bo i takie intensywne momenty się zdarzają, np nasz listopad-grudzień 2017, kiedy mieliśmy 5 weekendów pod rząd na zawodach?
Przede wszystkim- wypoczynek! I nie chodzi tu o leżenie plackiem i przykucie psów do kanapy, o nie. Pod słowem ,,wypoczynek'' dla mnie kryje się odpoczywanie od trenowania, od agility, od wymuszonego wysiłku, ale nie od spacerów i swobodnego biegania- tu ma odpocząć głowa. Psy muszą odpocząć od hałasu, wysiłku, emocji zawodów i tego, że notabene na zawodach nie do końca da się być psem-  podczas  tego odpoczynku mają sobie powąchać w lesie ile chcą, biegać tam, gdzie chcą, pobawić się ze sobą- oczywiście w granicach rozsądku- i poprostu pobyć psami.
W takich intensywnych okresach treningowych zwykle dwa dni po zawodach wyglądają właśnie w ten sposób- spacerki i relaks, potem jeden lub dwa dni to bardzo lekkie treningi- zero dłubania z milionem powtórzeń, raczej przyjemne sekwencje z wplecionymi tymi elementami, które ewentualnie nie wyszły na zawodach- i potem jeden lub dwa dni odpoczynku przed kolejnymi zawodami. Żadnych treningów siłowych, żadnego biegania z rowerem- nic z tych rzeczy.


Jak widzicie- grafik treningowy musi być bardzo elastyczny. Nie da się zaplanować ''typowego tygodnia treningowego'', bo każdy taki tydzień powinien się zmieniać w zależności od wyjazdów- niezależnie czy to zawody czy seminarium, bo i na seminarium też zdecydowanie lepiej pojechać z psem wypoczętym niż z psem, który dopiero co dzień wcześniej przebiegł 15 kilometrów przy rowerze i w zasadzie jeszcze nie zdążył dobrze odpocząć.
Dobrze jest jeszcze w takim grafiku treningowym uwzględnić również podróże- jeśli wiemy, że nasz pies źle znosi podróże, to warto pojechać na zawody dzień wcześniej, zamiast w nocy/rano w dzień zawodów- przykładowo Fido po kilkugodzinnej podróży jest zmęczony równie bardzo, co po treningu.


Nie ułożę tutaj przykładowego rozplanowania cyklu treningowego, bo każdy powinien go dostosować sam do własnych psów, natomiast ja kieruję się kilkoma prostymi zasadami:
1. Im bliżej do zawodów, tym mniejsze obciążenia
2. Dłuższe przerwy w startach warto wykorzystać na trening siłowy/wydolnościowy
3. Nie przemęczać- dostosowywać treningi elastycznie do każdego ze swoich psów
4. Najważniejsze- pamiętać o komforcie psychicznym swojego psa! Nie zapominać o długich spacerach i relaksie, zwłaszcza w intensywnym okresie startowym :)