środa, 29 listopada 2017

Różnice małe i duże- co łączy ogień i wodę?

Dzisiaj post nieco odmienny, bo nie o zawodach i o trenowaniu, ale o głównych bohaterach tych postów- czyli moich psach :)
Post na pewno jakich wiele- niestety nie siedzę aż tak w blogach, żeby znać je wszystkie i wszystkie ich wpisy, natomiast napewno już się takie zdarzały- czyli porównanie moich psów.
Oboje trenują, oboje startują, oboje żyją ze mną na codzień, spędzają czas, śpią w łóżku, bawią się. I dziś opowiem Wam trochę o tym, jak bardzo się moi chłopcy różnią w każdym z tych aspektów, ale również dopiszę o tym, co ich łączy :)


Trenowanie:

Fido:
Jego treningi to krótkie wejścia. Najczęściej całe torki, rzadko dłubanie w szczegółach, w których ma ograniczone możliwości i które szybko go nudzą.
Zavi:
U niego trening może spokojnie trwać normalną ilość czasu- nie przeszkadza mu to. Biega i całe torki, i dłubiemy w szczegółach- wielokrotne powtórki go nie nudzą i dość szybko widać ich efekty.
Co ich łączy?
Oboje wchodzą na trening bardzo zmotywowani i oboje kochają to, co robią.
Oboje również zaczynają piszczeć w klatce, kiedy dojeżdżamy w okolice placu (mniej więcej już 3-4 ulice wcześniej poznają okolice) :)


Startowanie:
Fido:
Fidowy na zawodach biega bardzo różnie- w jego przypadku robię bardzo krótką rozgrzewkę i nie mogę zbyt długo czekać na start. Większość czasu poświęcam na jak największe zmotywowanie go.
Zavi:
Na zawodach zawsze biega tak samo- na 300% i wręcz szybciej, niż na treningach. Emocje zawodów dają mu zdrowego ''kopa''. Robimy normalną, dłuższą rozgrzewkę, a czas przed startem poświęcam na skupienie go.
Co ich łączy?
Oboje dobrze reagują na atmosferę zawodów. Nie mają problemu w przebywaniu w towarzyszących zawodom emocjach, nie stresują się, a same zawody wręcz dodają im skrzydeł.





Życie codzienne- dom:
Fido:
Fidowy w domu praktycznie nie istnieje. Położy się gdzieś obok, najlepiej na naszych nogach na łóżku i śpi. Zawsze na miękkim- musi być kanapa, łóżko albo w klatce grube legowisko. Budzi się dopiero na słowo ,,spacerek'', ,,idziemy'' albo ,,trening'' :)
Zavi:
Zavi w domu wypoczywa tak jak Fido, ale dwa razy czujniej- jeśli przeniosę się do kuchni, to pójdzie razem ze mną i będzie spał w kuchni. Jeśli pójdę wziąć prysznic to pójdzie spać pod drzwiami łazienki. Nie przeszkadza mu spanie na zimnych kaflach albo łysej klatce bez kocyków (które leżą skopane w rogu)
Co ich łączy?Oboje zawsze dążą do spania w kontakcie cielesnym ze mną lub Olafem- zawsze przytuleni chociaż do nogi, ręki, leżący gdzieś  tuż obok :)




Życie codzienne- spacery:
Fido:
Na spacerach pod blokiem na smyczy zawsze jest spokojny i generalnie ,,nie chce mi się''.
Wącha od niechcenia, sika od niechcenia i ,,idźmy do lasu mamo''.
Na spacerach w lesie wstępuje w niego demon prędkości i mógłby się nie zatrzymywać. Albo biega dzikim cwałem, albo kłusuje i w biegu wącha.
Zavi:
Na spacerach pod blokiem jest zawsze zirytowany, że ogranicza go smycz- zawsze 30cm dalej niż sięga smycz trawa pachnie bardziej, rośnie lepsze drzewo do obsikania i leży ładniejszy patyk do podniesienia.
Na spacerach w lesie biega równie dużo co Fido, ale dużo bardziej się pilnuje. W przeciwieństwie do Fida zawsze zatrzymuje się do wąchania. I oczywiście z racji na swoją ,,pełnojajeczność'' sika jakieś 15 razy więcej.
Co ich łączy?Oboje uwielbiają zabawy na spacerach- najchętniej ścigane lub zapasy na ziemi.


Zabawa:
Fido:
Fidowy ma określone zabawki, które lubi. Najbardziej likera, który spełnia jego dwa najważniejsze wymagania- jest piłką i da się nią przeciągać, bo jest na sznurku. Gdyby jeszcze piszczał, to Fido pewnie spałby z nim w legowisku. Następny w kolejności jest ażurek, który wprawdzie nie jest ukochaną piłeczką, ale da się nim przeciągać. Kolejne są wszystkie inne istniejące piłeczki- mam poważne podejrzenia co do tego, że Fidowy ma piłkę zamiast mózgu, więc jego zamiłowanie do piłek zupełnie mnie już nie dziwi. Fidowy lubi się poszarpać (nad jego szarpaniem pracowałam prawie 2 lata), jest przy tym bardzo silny, ale jego główną metodą nagrody jest rzucanie- to daje mu największą satysfakcję, a szarpanie jest dopiero potem.
Zavi:
Zavi generalnie bawi się wszystkim, co mu podsuniemy pod nos- kawałek szmatki, badyl, smycz, rękaw od bluzy, cokolwiek- natomiast ze względu na wygodę najczęściej używamy mopa. Zwykły mop do sprzątania z mikrofibry. Jego ulubioną formą nagrody jest szarpanie się- ma bardzo mocny chwyt, można nim  nawet wymachiwać w powietrzu. Piłki i aportowanie też bardzo lubi, natomiast ze względu na połączenie ,,jego prędkość do piłki->jego hamowanie'' raczej nie praktykuję rzucania, za każdym razem dopada mnie zawał :)
Co ich łączy?
Niezależnie od wybranej zabawki zawsze są chętni do zabawy. To zabawa, nie jedzenie, jest dla nich największą nagrodą za pracę- natomiast oboje również są ''żarci'' i bez problemu trenują również na smakołyki.




Charaktery
Fido:
Życiowej mądrości pozazdrościłby mu niejeden pies. Fido to 100% zrównoważenia, niewiele jest rzeczy wyprowadzających go z równowagi. Nie wszczyna bójek, ale potrafi się w razie potrzeby odgryźć. W razie podskakującego mu psa sprowadza go do parteru (bez gryzienia ani innych uszczerbków na zdrowiu). Za czasów, kiedy jeszcze posiadał jajka czasami nie tolerował innych jajecznych samców, natomiast aktualnie toleruje wszystkie psy tak samo.
Jest raczej neutralny niż stricte dominujący lub uległy.
W interakcji pies-człowiek jest wrażliwy, jeśli się na niego nakrzyczy to będzie przez pół dnia przepraszał, że żyje.
Zavi:
Jest takim małym, szalonym pieskiem, który niczego się nie boi i którego wszędzie pełno. Wokalny i emocjonalny, a twardy jak maliniak (co też kilka razy usłyszałam podczas seminariów)- jeśli na niego nakrzyczysz to zrobi smutną minę, przeprosi wzrokiem... i za 13 sekund zapomni, że na niego nakrzyczałam. :)
Jego sensem życia jest pracowanie z człowiekiem- serio, gdyby był człowiekiem to byłby pracoholikiem, któremu jako koszmar senny śnią się urlopy.
W interakcjach z innymi psami jest dominujący, często zgrywa kozaka. Suki toleruje wszystkie, samce jajeczne wybiórczo- czasem kocha, czasem niekoniecznie, natomiast to akurat zupełnie jestem w stanie mu wybaczać- jest pełnojajecznym samcem, więc nie oczekuję od niego, żeby kochał każdego innego samca- dajmy psu być psem. ALE- ma prawo ich nie lubić, dopóki nie przeszkadza mi to w pracy i codziennym życiu, czyli nie ma takiej opcji, żeby z daleka na spacerze albo na zawodach namierzał inne samce np idąc lub czekając na start. To jest zasada, którą doskonale rozumie. Dopóki tego nie robi, ma prawo być psem :)
Co ich łączy?
Oboje uwielbiają pracę i treningi. Oboje lubią też zabawy z innymi psami.




Jak widzicie, trochę się moje pieski różnią. Ale jeśli mam być szczera, bardzo mi to odpowiada- mam dwa zupełnie różne typy psa, mogę ocenić, z którym lepiej mi się pracuje. Biorąc Zaviego planowałam mieć psa dużo bardziej twardego niż miękki Fido i takiego też wybrałam i dostałam.
Chłopcy mają wiele różnic również w sporcie, natomiast da się do tego przyzwyczaić i przestawiać się co psa na treningu czy zawodach- jedyna trudność to zmienianie prędkości i handlingu- czasem zapominam, że Zavi jest dużo mniej doświadczonym pieskiem niż Fido :)
Dzięki ich zupełnie różnym charakterom nigdy się z nimi nie nudzę.
A jak to jest u Was? Atak klonów czy różnice jeszcze większe niż u nas? A może trafiliście z charakterem psa w ten wymarzony? :)


środa, 22 listopada 2017

Wszystko o zawodach- o trenowaniu słów kilka #2

Dzisiaj wracam do Was z postem poniekąd związanym z trenowaniu- nie stricte o treningach, ale o tym, co jest z tym związane- czyli wyjazdy na zawody.
O czym pamiętać, co zabrać, na co zwrócić uwagę- tego wszystkiego dowiecie się tutaj :)

 fot. Dominika Dubowik
Rzecz oczywista, ale nie mogłabym o niej nie wspomnieć- zanim zaczniecie planować wyjazd na zawody, o jakiej dyscyplinie byśmy nie mówili, zróbcie szybki rachunek sumienia i zastanówcie się- czy Wasz pies jest odpowiednio przygotowany fizycznie, czy zna wszystkie potrzebne elementy tak dobrze, by wykonać je w emocjach na zawodach, czy podoła psychicznie atmosferze, która towarzyszy startom. Jeśli faktycznie jesteście przygotowani to nic nie stoi na przeszkodzie, by wystartować :)
fot. Aleksandra Górecka

Załóżmy, że sprawy formalne macie za sobą- książeczka startowa wyrobiona, składka ZKWP opłacona, zgłoszenie na zawody wysłane, jedziecie. Co zabrać?
Nie da się napisać jednej wersji, bo w przypadku agility mamy sezon zimowy i letni.
Zimą trzeba pamiętać o derkach dla psa- nie tylko zimowej, ocieplanej, która może przydać się, kiedy musicie spędzić cały dzień na zimnej hali, ale także przeciwdeszczowej- kiedy po starcie musicie rozchodzić psa, a poza halą, gdzie musicie wyjść pochodzić, leje deszcz, bardzo łatwo o przeziębienie- pies rozgrzany po starcie, temperatura bliska 0° i zimny deszcz, czyli przepis idealny na chorobę. O śniegu i sytuacjach z -10 raczej nawet nie muszę mówić :)


Poza tym zapewnijcie psu koce lub grube legowisko, bo zimno najbardziej ciągnie od podłoża, na którym stoi klatka. Latem w zamian za derki warto pamiętać o zabraniu większej ilości wody- poza większym pragnieniem przyda się też do chłodzenia. Dobrze mieć  też Isotonic Drink, o którym z ręką na sercu mogę powiedzieć, że bardzo pomaga Fidowi źle znoszącemu upały. Jeśli macie to warto zabrać także derkę chłodzącą lub zamiennie- ręcznik do namoczenia zimną wodą.

Poza tymi rzeczami pamiętajcie oczywiście o zabraniu:
-misek
-dokumentów (książeczka zdrowia/paszport, książeczka startowa, legitymacja ZKWP i potwierdzenie opłacenia składki)
-zabawek
-klatek
-gryzaków starczających na długo- przyda się przy układzie, gdy przykładowo jeden z Waszych psów startuje o 8 rano, a drugi o 18 i spędzają prawie cały dzień w klatce (to właśnie moje minusy posiadania jednego psa w A3, a drugiego w A0)

A dla siebie warto mieć zapasowe buty i skarpetki- nigdy nie wiadomo co się wydarzy, uwierzcie. Zimą  z kolei takim ''must have'' są śpiwory. Żadne spodnie i kurtki narciarskie nie dają tyle co śpiwór,  w który można się zawinąć :)

Skoro już jesteśmy spakowani, to możemy przejść do rzeczy typowo startowych.
O czym pamiętać już na samych zawodach?
Po pierwsze- jeśli mam dwa psy to zawsze staram się mieć dla nich dwie klatki. Są przyzwyczajeni do przebywania w jednej, podróże zawsze spędzają razem i nie stanowi to dla nich problemu, natomiast wychodzę z założenia, że podczas zawodów i odpoczynku powinni mieć zapewnione jak najbardziej komfortowe warunki- czyli dużo miejsca, wygodę i brak drugiego psa wiszącego mu nad głową.

Na zawodach zwykle po dotarciu najpierw rozstawiam klatki i namiot, zostawiam rzeczy i dopiero wracam po psy do auta. Po rejestracji zwykle mam jeszcze trochę czasu, więc poświęcam go na dłuższy spacer z psami po terenie zawodów- siku, kupa i wąchanie. Potem czas mija i kiedy zbliża się start z którymś psem biorę go samego na spacer, bez drugiego psa- tym razem spacer luzem, chwila na załatwienie spraw fizjologicznych, a potem trochę rozgrzewki- zabawa, ściganie się do zabawki, trochę obiegów na drzewach. Ten dłuższy spacer zwykle dostosowuję tak, by wypadł około pół godziny/20 minut przed startem. Po lekkim ''cooling down'', czyli rozchodzeniu psa odkładam go spowrotem do klatki, idę na zapoznanie, a po zapoznaniu robimy już tylko szybkie siku i krótszą rozgrzewkę z częściowo już rozgrzanym wcześniej psem, najczęściej już na hopkach rozgrzewkowych przy ringu. Przed samym biegiem daję też kilka minut na odtajanie po rozgrzewce :)

fot. Aleksandra Górecka

Co się tyczy samej rozgrzewki- pamiętajcie, żeby dostosować ją do swojego psa! To bardzo ważne i ma ogromny wpływ na przebieg samego startu. W przypadku Fida rozgrzewka zawsze jest krótka, treściwa, nie mogę go ''zajechać''- przed samym startem skupiam się już tylko na jego motywacji i nakręcaniu go. W przypadku Zaviego wręcz odwrotnie- rozgrzewka może być normalna, a przed samym startem zwracam uwagę na jego skupienie, bo motywacji mu nie brakuje.

fot. Karolina Petryk

Po starcie koniecznie musicie pamiętać o wystudzeniu psa- po ogromnej nagrodzie po starcie, która powinna być niezależnie od wyniku- wybierzcie się na spacer. Zwykły, spokojny spacer, gdzie pies się rozchodzi i ''wystygnie''.  Nigdy nie należy wkładać psa po starcie prosto do klatki!
Przy okazji tematu nagradzania po starcie- druga strona medalu. Jako uczestnicy zawodów zwracajcie uwagę na to, gdzie stoicie, by nie ładować się w miejsce finiszu. Nic bardziej nie irytuje mnie, a także znacznej części innych zawodników bardziej niż ludzie stojący ze swoimi psami tuż za ostatnią hopką. Na prawdę, w momencie zakończenia biegu każdy chce się skupić na nagrodzie, na zabawie ze swoim psem, a nie na tym, czy psy zaraz się nie pogryzą w emocjach towarzyszących startom lub czy przypadkowo na siebie nie wpadną w pełnym biegu finiszując.

fot. Maria Juraszek

Wracając jeszcze na moment do ''przed startem''- w przypadku niedoświadczonych psów, np podczas pierwszych startów na hali warto je przed startem zabrać w miejsce, gdzie będą biegać, by zapoznały się z otoczeniem- dla niektórych psów to wielka nowość i poważna sprawa, więc takie wcześniejsze zapoznanie może ułatwić im późniejsze skupienie na starcie :)

Podsumowując cały wpis- pamiętajcie, że na zawodach najważniejsze jest dobro i komfort waszego psa- oczywiście tuż obok dobrej zabawy :)
Nawet jeśli coś nie wyjdzie- trzeba zacisnąć zęby i udawać, że nic się nie stało; pobawić się z psem, dać mu ogromną nagrodę i iść na postartowy spacer, a nie w złości wrzucać psa minutę po starcie do klatki, co tak często niestety widuje się na zawodach.
Przepis na udane zawody to pozytywne nastawienie i pamiętanie o tym, że to dobra zabawa, a nasz pies jest w tym wszystkim najważniejszy :)

niedziela, 12 listopada 2017

Mniej znaczy więcej- O trenowaniu słów kilka #1

Ostatnio w mojej głowie pojawiło się sporo tematów około-treningowych, o których chciałam napisać na blogu. Wiecie, jak jest- im więcej człowiek ma do zrobienia i im mniej czasu, tym bardziej zajmuje się tym, czym nie powinien, więc to był świetny moment na to, żeby zrobić cykl wpisów treningowych :)
Na dziś mam dla Was pierwszy wpis z tej serii, czyli kilka słów o naszym trenowaniu pojętym dość ogólnie- czyli jak wygląda nasz cykl treningowy, co trenujemy, kiedy nie trenujemy i dlaczego.
Sprawa wydaje się dość prosta, ale czy na pewno?
Przede wszystkim wszystko trzeba dostosować do psa- i zdziwicie się, ale nawet wtedy, gdy wydaje Wam się, że już rozgryźliście swojego psa, może się okazać, że jednak nie i jeszcze sporo można ugrać :)



Ale do rzeczy.
Dzisiaj opiszę nasz zimowy tryb treningowy, który jednak sporo różni się od letniego- trochę mniej spacerów, brak pływania jako uzupełnienia treningów i innej aktywności jak bieganie przy rowerze.
Po kolei i od ogółów.

Poniedziałek
Poniedziałek jest u nas dniem, gdzie zwykle jestem na uczelni od rana do wieczora. Nie jest to aż tak uciążliwe, ponieważ poniedziałek zwykle wypada po dwóch dniach zawodów w weekend, więc to idealny dzień na odpoczynek od wysiłku fizycznego.
Nie znaczy to jednak, że nie robimy tak całkiem nic. Poza trzema niedługimi spacerami między blokami (minusy mieszkania w centrum miasta na czwartym piętrze) staram się zawsze porobić coś wieczorem w domu- najczęściej stretching, a także ćwiczenia na świadomość ciała- ale bez wysiłku dla mięśni, samo dłubanie np na rozróżnianie łap- czyli pies sobie stoi lub siedzi i dotyka różnych rzeczy określoną łapą :)
Do tego w miarę możliwości- wyłączając opcję ''po zawodach''- zabieram ich ze sobą na uczelnię w ramach urozmaicenia dnia.


Wtorek
Jeden z tych dni tygodnia, które bardzo lubię- bo mam ten dzień cały wolny (co prawda w teorii mam wykłady od 8 do 13 i od 17 do 18, ale jak to jest z wykładami to każdy wie :)
Rano zaliczamy szybki spacer, a koło 12 lecimy na trening.
Wtorek to dzień strefowo-treningowy, czyli wykorzystujemy naszą dużą ilość czasu- najpierw coś trochę pobiegamy, potem trochę sobie posiedzimy na placu i pogadamy (a psy w tym czasie odpoczną), a potem katujemy nasze ulubione zbiegane strefki- zwykle dwie lub trzy sesje po dokładnie 5 minut. Fidowy w tym czasie trenuje coś innego, np trudne wejścia w slalom.
Z treningu wracamy zwykle koło 16, więc psy wychodzą już tylko na wieczorny spacer koło 23, a przez resztę czasu lenią się na kanapie ubrane w Back on Trackowe kubraczki


Środa
Nasza środa co dwa tygodnie wygląda inaczej :)
Jeśli mam akurat na uczelni gorszy wariant to wychodzą mi zajęcia od 8 do 20 z okienkami, podczas których udaje mi się wrócić do domu, wyjść z psami i posiedzieć sobie z nimi trochę na kanapie.
Jeśli jednak mam drugi wariant, to zajęcia na uczelni mam od 13 do 17, więc przed południem idziemy na dłuższy spacer, na 13 idziemy na uczelnię, a po uczelni wpadamy na plac porobić strefki- nasze standardowe 2 lub 3 sesje po 5 minut :)
Wieczorem w miarę możliwości robimy też lekki stretching lub trochę świadomości ciała i sztuczek, ale równie często nie robimy zupełnie nic.


Czwartek
Jedyne zajęcia w czwartek mam między 16 a 19 przez godzinę, więc zwykle 14-17 umawiam sobie treningi, a wcześniej przyjeżdżam na plac pobiegać trochę ze swoimi burkami.
Po szybkim porannym spacerze jedziemy więc na plac i najpierw trochę biegamy, a później robimy standardową porcję stref.
Po strefach lecimy na uczelnię, a potem do domu na zasłużony burkowy odpoczynek.


Piątek

W piątek rano lecimy na zajęcia- w zależności od godzin umówionych później treningów jadę na uczelnię z psami lub wracam do domu i dopiero później je zabieram. Po przeczekaniu treningów robimy strefy (a w przypadku Fidowego coś innego, np slalom, huśtawkę czy inne detale lub- jeśli rozłożyłam akurat dobry dla niego tor- to coś pobiegamy).


Sobota
Zakładając, że nie jesteśmy akurat na zawodach to jedyne, co robimy w sobotę to strefki i detale:)


Niedziela

Dzień wolny od placu i spędzony w lesie na spacerze.


Tak to wygląda w teorii.
Ale jak wszyscy wiemy- nie wszystko jest łatwe i nie wszystko da się z góry zaplanować.
Nasza najczęstsza zmienna to zawody :)



W przypadku Fidowego conajmniej trzy-cztery dni przed zawodami odpuszczamy treningi- im bardziej zatęskni za torem, tym lepiej biega. Co do samych treningów- bardzo krótkie sesje.
Generalnie sposobem na Fidowego, który notabene odkryłam naprawdę nie tak dawno jest ''mniej znaczy więcej''.
Fido im mniej trenuje, tym lepiej trenuje. Im krócej trenuje, tym lepiej startuje.
W jego przypadku poświęcona była masa pracy nad jego motywacją, co dało bardzo dobre i w pełni zamierzone efekty, ALE zwieńczeniem tych efektów są właśnie krótkie treningi.
Fidowego nie można zalać milionem powtórzeń tego samego, bo minie się to z efektem, a trenowanie aż do samych zawodów to gwóźdź do trumny- bo burek najlepiej biega na kilkudniowej świeżości.
Jeśli chodzi o Zaviego przed zawodami- przestajemy biegać openowe torki, a zaczynamy takie, które bardziej przypominają zerówki i tłuczemy tą jedną, jedyną rzecz- zostawanie, zostawanie, zostawanie i zostawanie...


Standardowo treningowe zostawanie jest piękne, a na zawodach to zupełnie inna bajka, ale co innego można zrobić poza sumiennym trenowaniem słabych punktów i startowaniem? :)
Oba psy dwa dni przed zawodami zaprzestają też dużej ilościbiegania po lesie- wtedy stawiamy raczej na spokojniejsze spacery.

W dni treningowe pamiętamy też o prawidłowym podawaniu supli (rano/wieczór BCAA i kreatyna), żeby przynosiły lepsze efekty.
Inaczej też wyglądają posiłki- w przypadku treningów w pierwszej połowie dnia psy dostają mniejszą porcję rano, a większą wieczorem.
Przy leniwym dniu- większa porcja rano, a mniejsza wieczorem.



Podczas zimowych treningach musimy też pamiętać o dogrzewaniu psów- przerwy w bieganiu zawsze psy spędzają ubrane w Back on Track'i, natomiast nie od razu po zejściu z toru- dopiero po rozchodzeniu się i włożeniu do klatki.

Jak widać, samego biegania agility wychodzi zwykle 2 razy w tygodniu, za to robienia tych króciutkich treningów strefowych 3x po 5 minut (lub w przypadku Fidowego 3x po 5 minut robienia detali, szlifowania huśtawki itp) wychodzi 3 razy :)
Często się też zdarza, że mam zawalony cały tydzień i moje psy przez cały tydzień nie robią nic- i to również jest bardzo cenna umiejętność- po prostu tak czasem też musi być i nie mogę mieć psów, które nie umieją nic nie robić.
Podsumowując- dostosowujmy trening do swojego psa, pamiętajmy o detalach i o pozwoleniu psu na bycie psem, czyli zapewnieniu mu normalnych, luźnych spacerów- które zresztą odpowiadają za wyrobienie się bardzo fajnych mięśni i świadomości ciała :)

środa, 20 września 2017

Milord Meatstripes, czyli co kradnie serca naszych psów

Dziś mam dla Was ostatnią recenzję pisaną dla Top for Dog.
Na wstępie uprzedzę, że będzie to bardzo pozytywne zakończenie.
A chodzi o mięsne przekąski Milord Meatstripes  :)

Słów kilka o produkcie, czyli...

Przekąski firmy Milord to 100% naturalnego, suszonego mięsa w formie smakowitej przekąski.
Co pisze o przekąskach producent?
„Mięso poddajemy suszeniu ciepłym powietrzem, a zastosowany odpowiedni proces, pozwala na zachowanie wszystkich wartości odżywczych. Nasze przysmaki produkujemy z całych kawałków mięsa, bez dodatku konserwantów, sztucznych barwników, wzmacniaczy smaku i aromatów. Na jeden kilogram przysmaków składa się około 3,5 kilogramów surowego mięsa. Smakołyki cechuje bardzo wysoka zawartość witamin A, E i D3, które wspomagają metabolizm i wzmacniają kości. Optymalna zawartość tłuszczu i włókna surowego sprawia, iż przysmaki są idealne dla psów z nadwagą i wrażliwym układem pokarmowym, ponadto doskonale czyszczą kamień nazębny, wzmacniają dziąsła i likwidują przykry zapach z pyska.”



W ofercie znajdziecie bardzo różnorodne mięsa- wołowina, cielęcina, dorsz, łosoś, królik, gęsina, dziczyzna, kaczka, jagnięcina, indyk, kurczak i tuńczyk.
Przysmaki możemy otrzymać w opakowaniach o różnych rozmiarach: 100,200 i 500g lub 80g, 150g, 400g, dzięki czemu możemy dostosować rozmiar opakowania do rozmiaru psa i tempa zużywania przekąsek :)

Gdy trafiło do nas pudło z przekąskami (gdzie bardzo ujęły mnie napisy na pudle z informacją, gdzie znajduje się góra), nie mogłam opędzić się od psów...a nawet od kota. :)
Wbrew pozorom przed otwarciem smaczków nie czuć zapachu- no, wyjątkiem jest jedynie łosoś, którego delikatny zapach można poczuć, natomiast mi osobiście zupełnie to nie przeszkadzało. Otrzymaliśmy do testowania duże opakowania różnych mięs- cielęciny, dwa opakowania wołowiny, łososia,  indyka, królika, wątróbki króliczej i wątróbki wołowej.


Dzięki temu, że karmię psy surowizną i z pewnymi zapachami często mam styczność, po otwarciu każdych przysmaków od razu rozpoznawałam zapach danego mięsa czy wątroby- i to była pewność, że w środku na pewno było to, co miało być :)



Wszystkie przysmaki są bardzo estetycznie zapakowane- w papierowe pudełka lub, w przypadku tłustego, soczystego łososia- w foliowe opakowanie z  zamknięciem strunowym (przy okazji bardzo duży plus za to!)




Po otwarciu ich i nie zużyciu całego opakowania zawiązywałam opakowania gumką-recepturką- łatwy patent, a sprawdza się dobrze- nic nie wietrzało, zapach był wciąż ten sam.

Moje psy- niezależnie od wyciągniętego smakołyka- szalały, i to dosłownie. Szał i obsesja w oczach, ślina do ziemi i chęć zrobienia wszystkiego w zamian za otrzymanie mięsa, więc spokojnie możemy używać smaczków do treningów, jeśli ktoś trenuje na jedzenie. Od razu doradzę, by- w przypadku planowania łamania smaków na mniejsze części- kupować te, które są w postaci wąskich pasków- łatwych do złamania. Łatwo łamały się także wątróbki- królicze i wołowe, za to mięso suszone w dużych płatach jest prawie nie do połamania.




My używaliśmy przysmaków Milord na wiele sposobów:
-połamane na małe kawałki świetnie sprawdzają się do skarmiania podczas treningu lub nauki sztuczek.

-paski sprawdzą się jako przysmak, którym będziemy sobie pomagać podczas wystawiania i ustawiania psa na wystawie- łatwo trzymać dłuższy przysmak



 -duże płaty mięsa stanowią świetny zamiennik posiłku w warunkach, gdzie nie zabierzecie ze sobą kilograma mięsa i kości (np. całodzienny wypad w góry)



-duże płaty w naszym przypadku świetnie sprawdziły się też jako zamiennik posiłku podczas zawodów, które trwają od 8 do 20, a nasz pies między startami nie powinien jeść pełnego, ciężkiego posiłku

Dla nas jest to naprawdę super produkt- bardzo zdrowy, a przy tym niesamowicie smakowity.
Nie spowodował u nas żadnych sensacji żołądkowych. Przy okazji zupełnie nie brudzicie sobie rąk przy ich wyciąganiu i wydawaniu, za co ogromny plus- nic gorszego niż wiecznie brudne ręce od surowego mięsa czy innych przysmaków.
Odkąd mamy przekąski Milord u siebie, praktycznie się z nimi nie rozstajemy- jeżdżą z nami na każde zawody, biorę je ze sobą na spacery czy na długie podróże.
Z chęcią będę ich używać w przyszłości i na pewno mają nasz głos w tegorocznym plebiscycie Top for Dog.
Fido i Zavi polecają! :)

niedziela, 17 września 2017

Zestaw Boho od Modnej Kozy

Modną Kozę zna chyba każdy. Firm hand-made na psim rynku jest już na prawdę dużo, ale tylko kilka z nich na prawdę się wyróżnia. A Modna Koza zdecydowanie należy do tej grupy, a nawet w niej się wybija.
Dlatego bardzo się ucieszyłam, że w tym roku możemy przetestować komplet zgłoszony przez firmę do plebiscytu Top for Dog. Z Modną Kozą miałam już styczność- trzy lata temu Fidowy miał obrożę neoprenową, dwa lata temu miał komplet obroża+smycz, a później parson mojej siostry również dostał obrożę- wszystkie rzeczy spisywały się dobrze, więc chętnie zgłosiliśmy się do testów obroży z nowej kolekcji ''Boho''.


Do wyboru mieliśmy trzy warianty. Wszystkie były dość ''pstrokate'' i kolorowe, więc wiedziałam, że na równie kolorowym merle Zaviego nie będzie to wyglądało dobrze- za dużo by się działo :)



Za to jak wyobraziłam sobie Fida w tym komplecie... To automatycznie się zakochałam.
Wybrałam dla niego obrożę z największą ilością różu- zawsze dobrze w nim wygląda, a przy okazji obroża będzie pasowała do reszty naszych rzeczy, z których większość jest różowa.
Rozmiar obroży to obwód szyi 42cm i 4cm szerokości. Typ obroży- półzacisk, który uwielbiam- pomijając kwestie bezpieczeństwa, które przy Fidzie raczej się nie mają okazji przydać, to dużo ładniej taka obroża wygląda- nie ma klamry :)


Ale przejdźmy do testów.
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to schludne i ładne zapakowanie zestawu- zawinięty w estetyczne bibułki.
Sam zestaw- zarówno obroża, jak i smycz jest bardzo ładnie i dokładnie wykonany. Nie ma wystających nitek czy krzywo przyszytej metki. Wszystko jest na tip-top!


To, co mnie pozytywnie zaskoczyło- materiał. Jest bardzo, bardzo przyjemny w dotyku. Miałam już na prawdę wiele smyczy i zawsze poszukuję tej idealnej, która nie pali rąk, jest miła w dotyku i miękka i otrzymując zestaw od Modnej Kozy właśnie ją znalazłam. Teraz nie rozstaję się z tą smyczą, bo jest najwygodniejsza ze wszystkich, które aktualnie posiadam. Materiał mimo tego, że jest tak przyjemny i lekki, jest też bardzo wytrzymały. Jest na tyle fajny, że nawet mój facet przekonał się do używania tej smyczy i mimo tęczowo-różowych kolorów dumnie używa jej wychodząc z psami :)
Okucia i karabińczyk nie są toporne i nie zwracają szczególnie uwagi- ładnie dopasowane do rozmiaru, dla nas wręcz idealne.


Jak  zestaw wytrzymał nasze testy?
Jak już się zapewne domyślacie- świetnie.
Obroża pływała w morzu i jeziorze, biegała po lasach, tarzała się w piasku, była z nami cztery razy na zawodach, była odrzucana w błoto tuż przed startem i stawała z nami na podium.




Jak to zniosła? Bez szwanku i żadnych śladów :)
Łatwa do wyprania- wręcz wystarczy opłukać pod bieżącą wodą- a jedyny minus to dość długi czas wysychania, natomiast dla mnie nie jest to dużym problemem.Pomijając już wszystkie aspekty wytrzymałościowe- Fido przepięknie w niej wygląda.
Intensywne kolory i paski dobrze komponują się z czarną sierścią. Zestaw w sam raz na aktualnie nadchodzącą jesień- może i lato odchodzi, ale my zostajemy z ciepłymi dniami wpisanymi w kolory naszego zestawu :)

A Modną Kozę z całego serca polecamy- na pewno nie będą to nasze ostatnie rzeczy od tej firmy! :)