sobota, 29 lipca 2017

Długa historia złamanych pazurów- recenzja Vetoskin

Jeśli ktoś zna nas dłużej, na pewno zna też nasze przygody z pazurami Zaviego. Jeśli nie- zaraz przybliżę temat.
Zavi podejrzanie często łamał pazury. Najczęściej niegroźnie, a dość regularnie po prostu się rozdwajały i kruszyły, ale dwa razy zerwał sobie całą puszkę pazura- cały nerw na wierzchu i tygodnie babrania się... Dosłownie- tragedia. Wyniki krwi robione regularnie- niedoborów brak. Żywiony dobrze, futro piękne, innych problemów- brak. Jaki jest zatem powód? Cóż, mamy pewną teorię, że być może przez jego jasny merling (ubarwienie) ma mało pigmentu, a przez to pazury są słabsze- wystarczy spojrzeć na różowy nos, który nie wybarawił się do końca (a nawet nie w połowie) i na to, że pod czekoladowymi plamami nie ma charakterystycznej dla merle beżowej/brązowej/rudej podkładki- po prostu jest pod spodem biały. Nie wiemy, na ile ta teoria jest prawdziwa, natomiast po drugim pod rząd wyłamanym pazurze i mięsie na wierzchu powiedziałam dość....i zdecydowałam się na podawanie bardzo polecanego preparatu VetoSkin firmy VetExpert, który akurat w naszym kryzysowym momencie pojawił się w plebiscycie Top for Dog.


Czym jest VetoSkin?
Jak pisze producent: ,,Preparat przeznaczony dla psów i kotów z zaburzeniami dermatologicznymi, objawiającymi się suchą, matową, wypadającą sierścią oraz łuszczącą się skórą.''
Po skonsultowaniu się z weterynarzami, a także z producentem VetoSkin zgodnie stwierdziliśmy, że preparat jak najbardziej może pomóc naszym pazurom- w końcu zarówno włosy, jak i pazury to wytwory naskórka, za które odpowiadają te same mechanizmy, a które wzmacniane są przez te same składniki i witaminy.
Skład prezentuje się następująco:
ryby, inne zwierzęta wodne i ich produkty pochodne;
Olej rybi (jako źródło kwasów tłuszczowych omega-3)
Olej z ogórecznika tłoczony na zimno (jako źródło kwasów tłuszczowych omega-6)
Cynk
Witamina B1
Witamina B2
Witamina B6
Witamina B12
Biotyna


Preparat jest w formie miękkich kapsułek nazywanych potocznie ''rybkami'', a nieco bardziej profesjonalnie ''Twist Off''.


Vetoskin dawkujemy w następujący sposób:
1 kapsułka do 15 kg, 2 kapsułki powyżej 15 kg masy ciała/dziennie.
Kapsułkę Twist Off można podać w całości do jamy ustnej lub przeciąć, a następnie jej zawartość wymieszać z karmą lub podać bezpośrednio do jamy ustnej.

Preparat zaleca się stosować minimum 2 miesiące lub do osiągnięcia optymalnego efektu.

Otrzymaliśmy od producenta zapas kapsułek na ponad 3 miesiące.
Stosowaliśmy kapsułki przez 3,5 miesiąca i... No właśnie, jak efekty?
Do tego muszę Wam przytoczyć historie naszych pazurów.

Kilkukrotne nadłamanie pazurów na spacerze- uciążliwe, ale nie aż tak problemowe. Dało się przeżyć.
Rozwarstwiające się pazury, które ciężko było obciąć bez ich rozdwojenia- też jakoś przeżyliśmy.
Ale potem było jeszcze gorzej.
Pierwsza poważna pazurowa przygoda zdarzyła nam się w lutym na owcach.
Normalny trening pasterski- pies głównie biega, skrada się, leży i truchta po łące. I w pewnym momencie widzimy całą zakrwawioną łapę...
Zdjęcie wstawiam z mało zakrwawioną łapą, bo kolejne mogłyby być dla niektórych zbyt drastyczne.


Na szybko zapsikaliśmy pazur preparatem na rany dla owiec.



Po powrocie do domu, porządnym oczyszczeniu i wycięciu włosów okazuje się, że jest tam istna masakra. Cały pazur zerwany, nie zostało praktycznie nic- nerw, czyli praktycznie żywe mięso- na wierzchu... Ból musiał być nie do opisania...
Kierunek- weterynarz. Łapa oczyszczona, opatrzona. Czekamy.
(Poniżej będę zamieszczała zdjęcia wyłącznie ''ładnych'' i w miarę oczyszczonych z krwi pazurów, żeby co bardziej wrażliwi czytelnicy bloga mogli również przebrnąć przez wpis, ale musicie wiedzieć, że nieraz wyglądało to dużo gorzej, niż na poniższych zdjęciach- po prostu nie wypada mi ich zamieścić)


Po kilku dniach się ciągle babra, nerw nie zasycha, jest ciągle mokry i często krwawi.
Kolejne zalecenia- zastrzyki przeciwzapalne, antybiotyk, a łapa pod naszym nadzorem musi być odwinięta, by rana się suszyła, ale obserwacja cały czas, by Zavi nie wylizywał. Ruch oczywiście obcięty do zera. I tak mijały nam tygodnie.



Po kilku tygodniach zaczęło wyglądać to nieco lepiej, nerw zasechł i powoli zaczął narastać nowy pazur.






Ale ledwo co zagoił się jeden pazur, nawet nie do końca... I rozwalił się drugi. Byliśmy na normalnym spacerze, jednym z pierwszych bez opatrunku. Ot spacer jak każdy, dzień jak codzień.
Ta sama łapa, przeciwny- wewnętrzny- pazur. Rozwalony w niemal taki sam sposób- no, dobrze, przyznam- zostało odrobinę więcej resztki pazura dookoła gołego nerwu.


Przysięgam, byłam na skraju załamania się- pies przez ostatnie tygodnie miał obcięty ruch, głowiłam się jak mogłam w wymyślaniu pracy umysłowej i mało aktywnych sztuczek... I znów to samo, w dodatku znów Zavi cierpi...
I w tym momencie wkroczył na scenę Vetoskin.
Podawałam go przez 3,5 miesiąca. Efekty?




Wspaniałe!

-drugi pazur zagoił się o wiele szybciej niż pierwszy
-pierwszy pazur ładnie dorósł do pierwotnego stanu i prawie nie ma śladu po przygodzie
-od czasu przyjmowania VetoSkinu Zavi ani razu nie złamał pazura- ani lekko, ani tak mocno jak opisywane powyżej historie
-pazury nie kruszą się, są mocne





Tak wyglądają aktualnie oba zepsute wcześniej tak mocno pazurki :)




Zawsze jestem nieco sceptycznie nastawiona do działania poszczególnych preparatów (wiele z nich często ma tak słaby skład, że nie mają prawa działać) ale preparat Vetoskin mogę śmiało polecić-  skoro tak świetnie zadziałał na słabe pazury Zaviego, zapewne równie dobrze będzie działał na słabą sierść.
Sami widzicie- po zdjęciach i opisie naszych pazurowych histoii, że skuteczność jest bardzo duża.
Wiele osób poleca ten preparat i my również do nich dołączamy po naszej kuracji.
Także od nas dla Vetoskinu bardzo duży plus! :)




piątek, 28 lipca 2017

Recenzja transportera Skudo IATA

Dwa miesiące temu otrzymaliśmy do testowania transporter Skudo IATA od firmy Canifel.
Nie da się ukryć- bardzo się ucieszyłam, ponieważ czego jak czego, ale podróży w naszym życiu nie brakuje. W zeszłym roku udało mi się policzyć, że moje same podróże z psami przez minione 12 miesięcy to było niemal 30 tysięcy kilometrów. Jak będzie w tym roku- zobaczymy, ale też postaram się policzyć. Czasem się śmieję, że więcej czasu spędzam w samochodzie niż w mieszkaniu- nie ma w tym jednak nic złego, bo uwielbiam jeździć w trasę. Za kierownicą czuję się jak w drugim domu- prawie zawsze jeżdżę w trasy sama, tylko ja i moje psy- do czego już zdążyłam się przyzwyczaić. Uwielbiam patrzeć, jak na liczniku uciekają mi kolejne kilometry, podczas gdy włączam sobie ulubioną muzykę, a kiedy jest ciepło- otwieram okna i wdycham zapach lata. A najbardziej lubię gonić zachody słońca i jechać pustą drogą w nocy. Wiem, wiem, brzmi jakbym była nawiedzona, ale nic nie poradzę- tak właśnie jest :)
Ale nie można być egoistą- mimo, że najchętniej nie robiłabym postojów- zatrzymuję się w miarę regularnie na psie siku i picie, muzyki nie włączam zbyt głośno (choć uwielbiam to robić), żeby psom uszy nie zwiędły, a przede wszystkim- dbam o ich komfort i bezpieczeństwo podróży.
Czyli podstawa- jak podróżują nasze psy?

Oczywistym jest- przynajmniej dla mnie- że psy nie powinny podróżować luzem- ani na siedzeniach, ani w bagażniku. Wyobraźcie sobie czysto teoretyczną sytuację z osobą siedzącą z tyłu bez zapiętych pasów. Podczas wypadku taka osoba przelatuje przez całe auto, w najlepszym wypadku wypadnie przez przednią szybę- czy jakąkolwiek inną, a w najgorszym zabije i Was, i siebie. Mniej więcej tak samo działa to z psami, które jeżdżą luzem- pies lecąc z dużą prędkości nie waży swoich 20kg, ale  ''waży'' o wiele, wiele więcej. Dlatego tak ważne jest zabezpieczenie go. Ja osobiście wożę swoje psy zawsze w klatce- uważam, że pasy są mniej bezpieczne, a przy tym niewygodne dla psów.
Zwykle moje psy jeździły w zwykłym, metalowy kennelu. Ale dzięki Top for Dog na naszej drodze pojawił się transporter Skudo Iata.
Jak się spisał przy naszym intensywnym podróżowaniu?



Transporter dostaliśmy dzięki Canifel, a producentem jest MPS Italian Pet Products.
Dostępny jest w 7 rozmiarach, więc każdy znajdzie coś dla siebie- my planowaliśmy rozmiar 7, ale skorzystaliśmy z rad sklepu Canifel i ostatecznie dostaliśmy rozmiar 6 na dwa psy- 92x63x70cm. Należy pamiętać, że nie jest to klatka domowa, ale transportowa i nie ma być bardzo wygodna, lecz bezpieczna- w zbyt dużej klatce przy ewentualnym nagłym hamowaniu czy wypadku pies będzie w niej ''latał'' i obijał się od jednego końca klatki do drugiego. W naszej klatce psy mogą swobodnie się położyć- co prawda przy poważniejszych zmianach pozycji przechodzą jeden przez drugiego, ale nie mają z tym problemu- nawet w domu śpią sobie na głowie :)



Kiedy dostałam transporter, byłam zaskoczona przede wszystkim tym, jak mało miejsca zajmuje złożony- górną połowę wkłada się do dolnej i voila- mamy tam nawet miejsce na włożenie czegoś, jeśli oszczędzacie miejsce w domu czy w aucie.

Klatka bardzo, ale to bardzo łatwo się składa- bez pomocy żadnej instrukcji udało mi się ją złożyć w ciągu dosłownie trzech minut.


Jest z mocnego tworzywa, bardzo solidna i przy tym estetyczna. Dodatkowym atutem jest z pewnością podwójne zamknięcie drzwiczek spełniające normy IATA, dotyczące cywilnego transportu lotniczego- co oznacza, że transportera możecie użyć również w samolocie.



Transporter wyposażony jest w dwa uchwyty, które po odblokowaniu zamieniają się w długi uchwyt- możemy go używać podczas ciągnięcia klatki na kółkach.


Kółka są kolejnym plusem- wyłączając zawody w szczerym polu z błotem czy trawą po kolana, możemy bezproblemowo ciągnąć klatkę na miejsce startów, co jest łatwiejsze niż jej niesienie.



Przydaje się to zwłaszcza na zawodach halowych czy wystawach. Choć, jeśli mam być szczera- będąc przyzwyczajona do noszenia ciężkich kenneli, noszenie transportera Skudo i tak jest dla mnie przyjemnością. Jest bardzo lekki, zwykle trzymam w jednej ręce psy, a w drugiej transporter za jeden z uchwytów i bezproblemowo idę na miejsce zawodów :)
A, no właśnie, nie da się nie wspomnieć o fantastycznym wynalazku, jakim są dwa schowki.
Autentycznie- pokochałam je :D



W podróży- podobnie jak mogliście przeczytać na blogu Kiri i Isaaca- wrzucam tam smycze, dzięki czemu nic się nie gubi i nie wala się między bagażami. I co jest najlepsze- w końcu dzięki temu nie mam problemu z brakiem kieszeni! Zawsze na zawodach idę na dwa razy z auta na miejsce startów- pierwszy kurs to zaniesienie bagaży i namiotu, a drugi- psy i klatka. I zawsze, ale to zawsze, nie mam kieszeni w spodniach, w których biegam- wiecie, leginsy czy krótkie spodnie notorycznie kieszeni nie posiadają. I nigdy nie mam co zrobić z telefonem i kluczykami od auta. Jak się już domyślacie- teraz problem zniknął- telefon i klucze wrzucam do schowka i radośnie sobie idę, bez trzymania ich w zębach :D



Jeśli chodzi o używanie transportera poza podróżami- oczywiście wyjmujemy go z auta i używamy jak zwykłej klatki, na przykład podczas treningów, seminariów, zawodów czy zwyczajnych podróży- transporter bywał z nami w hotelach czy na campingu. Wtedy natomiast w transporterze siedzi jeden pies- poza podróżą wolę, by psy mogły swobodnie rozprostować łapy, wypocząć między sesjami treningowymi i zwyczajnie wygodnie się wyspać. Podczas wszystkich pobytów poza-treningowych w transporterze siedzi Zavi- jest mniejszy, a Fido zajmuje wtedy większy kennel.



Natomiast podczas treningów niestety musi nastąpić zamiana- Zavi niestety ekscytując się moim bieganiem z Fidem tak mocno przyciska nos do ''szczebelków'', że kilka udało mu się wyłamać od dołu.
Dużym plusem jest to, że klatka nie rysuje auta- wkładając do aut klatkę kennelową odrapuje się wnętrze prawie za każdym razem. Oszczędzę Wam zdjęć biednej, odrapanej tapicerki, ale tak to niestety jest w niektórych samochodach. A przy transporterze Skudo Iata problem znika- pomijając fakt, że dużo łatwiej manewruje się przy wkładaniu lekkiego transportera, to nawet jeśli nie traficie lub zahaczycie o coś, transporter nie porysuje Wam wnętrza, także to jest ogromny plus!
My akurat mamy Volkswagena Golf V- i klatka pasuje idealnie, wręcz na styk, do auta ze złożonymi siedzeniami- my akurat jesteśmy tylko we dwójkę z moim facetem (no, rodzinka 2+2...psy), więc praktycznie nie rozkładamy tylnych siedzeń :)


Klatka ładnie się mieści też w Toyocie Land Cruiser 90- ba, nawet mieści się w bagażniku z drugą klatką obok, więc jeśli chcecie jechać gdzieś z czterema psami wielkości bordera to śmiało :)


Pamiętajcie, żeby przy zakupie klatki dobrze zmierzyć auto, bo czasem kilka centymetrów może zadecydować o tym, czy klatka w ogóle się zmieści.
Jak widać, z transportera jesteśmy bardzo zadowoleni i jak najbardziej polecamy.
Przed nami kolejne kilka tysięcy kilometrów z transporterem- w sierpniu wybieramy się w długą podróż na 12 dni wakacji za granicą, więc na pewno damy znać, jak się transporter sprawował  przy okazji zdawania relacji z wyjazdu. :)

piątek, 21 lipca 2017

WestPaw- Zogoflex Qwizl

Pamiętacie wpis o jelenich porożach? Mówiłam tam o tym, jak trudno jest dobrać moim piraniom taki gryzak, który zajmie ich na więcej niż 5 minut. I dokładnie to samo tyczy się zabawek, do których wkładamy jedzenie.
Standardowy kong to dla moich psów kilka minut, kiedy wysmaruję go czymś od środka. Zamrażać wkładów nie mogę, bo francuski piesek Fido zaraz dostaje zapalenia krtani i się przeziębia. Duży kong-bałwanek, który po pacnięciu łapą wysypuje smaczki, też nie starcza na zbyt długo. Tak samo jak przy gryzakach- znalezienie idealnej zabawki na jedzenie to niekończąca się opowieść.
Dlatego kiedy zobaczyłam zabawkę Qwizl od razu zaczęłam się zastanawiać, czy może ona nie sprawdziłaby się lepiej. Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej jej nie widziałam- ale po zdjęciach stwierdziłam, że warto będzie ją przetestować. Jak wypadł Qwizl?


Jest to duża, podłużna i twarda- a zarazem nieco elastyczna- zabawka, która ma po bokach wzdłuż dwa otwory, a na końcówkach środkowego prześwitu wypustki.


Nasza zabawka jest w rozmiarze L- trzeba przyznać, jest spora, natomiast dla moich psów nie stanowi to żadnego problemu- wręcz jest to zaletą.


Jako wypełnienie stosowałam suszone gryzaki (skóra wołowa, żwacze, tchawice), kiełbaski MeatLove, smarowałam środek mokrą karmą z puszki, a także wkładałam tam surowe mięso czy kacze skrzydło. Słyszałam też, że świetnie sprawdzają się również zwykłe, suche, dobrze upchnięte granulki, natomiast nie sprawdzałam tego, ponieważ mam psy na BARFie.




Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona- zabawka zajmuje moje psy na bardzo długo! Odpowiednio upchnięte jedzenie trudno wydobyć, psy gryzą i liżą gryzak, próbując dostać się do środka.





Rekord pobiliśmy, kiedy sama ledwo wcisnęłam do środka żwacz i był tak upchnięty, że Zavi męczył Qwizl'a cały dzień!'
Dodatkowymi atutami zabawki jest to, że pływa i odbija się od ziemii.




Moim psom Qwizl spodobał się do tego stopnia, że żałowałam, iż mam tylko jedną zabawkę na dwa psy- nawet po wyjedzeniu ze środka zawartości psy dalej gryzą i ciumkają zabawkę- sama w sobie jest na tyle atrakcyjna, że chętnie to robią. Podejrzewam o to bardzo fajne tworzywo, z którego jest zrobiona.



Dużym plusem jest też dla mnie to, że zabawka upuszczona na ziemię nie robi żadnego hałasu.



Qwizl jest dostępny w trzech kolorach: pomarańczowym, zielonym i niebieskim oraz w dwóch rozmiarach: small (14 cm) i large (16 cm)

Zabawka jest też ładna i estetyczna- leżąc gdzieś na podłodze nie razi w oczy :)



Ogromnym plusem jest też to, że zabawka nie ulega zniszczeniu, nawet przy żelaznych szczękach moich psów- po dwóch miesiącach użytkowania na zabawce jest kilka małych rys, i to nie zadziorów, a wręcz ledwo widocznych przebarwień po zębach. 

Obśliniona zabawka co prawda zbiera psie włosy z dywanów, ale na szczęście bardzo łatwo się ją myje- można to robić również w zmywarce!



Podsumowując- zabawka bardzo na plus! Trwała, estetyczna, spełniająca swoją funkcję i zajmująca psy na bardzo długo.

Fido i Zavi na pewno polecają, a póki co proszą mnie o jeszcze jednego Qwizla :)